Published on 15 listopada, 2014 | by admin
Legia walczy o kibiców.
Frekwencja jest niższa niż w zeszłym sezonie, ale na tle całej ligi wypadamy nieźle – mówi Jakub Szumielewicz z zarządu Legii Warszawa.
Legia ma problem. Choć w Warszawie i bezpośrednich okolicach mieszka ponad 2,5 mln osób, mistrzowie Polski nie są w stanie zapełnić swojego 31-tysięcznego stadionu. Wolne miejsca są na nim nawet na najbardziej atrakcyjnych meczach ligowych, a także w spotkaniach fazy grupowej Ligi Europy.
W porównaniu z początkiem sezonu widać jednak sporą różnicę. Pierwsze siedem meczów w lipcu i w sierpniu (St. Patricks, Bełchatów, Celtic, Górnik Zabrze, Górnik Łęczna, Korona, FK Aktobe) na Łazienkowską przyciągnęło 95 tys. 977 widzów (średnio niespełna 14 tys. na jeden mecz). Na kolejne siedem spotkań (Śląsk, Lokeren, Lech, Lechia, Pogoń, Ruch, Metalist) przyszło w sumie o 40 tys. kibiców więcej (średnio prawie 20 tys. na jeden mecz).
Skąd ten progres? – To na pewno efekt dobrych wyników i gry w Lidze Europy. Ale też naszej pracy – odpowiada Jakub Szumielewicz z zarządu Legii i od razu wyjaśnia: – Robimy wiele rzeczy, które zaczynają przynosić efekty szczególnie na trybunie rodzinnej, która przed sezonem została dwukrotnie powiększona i na każdym meczu mamy tam niemal komplet. Ale także na trybunie wschodniej jest lepiej. Podnieśliśmy standardy cateringu. I choć bilety na trybunę wschodnią do najtańszych nie należą, to zaczyna ona nabierać charakteru vipowskiego.
Klub z Łazienkowskiej robi wiele, aby na stadion przyciągnąć fanów. Zaprasza za darmo zorganizowane grupy dzieci, organizuje promocje na bilety, na dłużej otwiera punkty obsługi kibica. Reklamuje się też na ekranach w warszawskim metrze i autobusach, emituje przed seansami w kinach spot z Ivicą Vrdoljakiem w roli głównej. Poprawia też infrastrukturę, stawiając m.in. pod stadionem stojaki na rowery czy układając chodnik, prowadzący do bramek biletowych na “Żyletę”.
To nie wszystko. Od kilku miesięcy Legia stara się też kreować akcje społecznościowe w internecie. Ostatnią z nich rozkręciła tydzień temu przed meczem z Metalistem Charków w Lidze Europy, tworząc na Twitterze tzw. hashtag #WszyscyNaMetalist. Trudno zweryfikować, czy wirtualna mobilizacja miała bezpośrednio wpływ na frekwencję, ale na pewno nie przeszła bez echa – w środę rano licznik na legia.com wskazywał 20,5 tys. zajętych miejsc, a dzień później na meczu pojawiło się 25,8 tys. kibiców (więcej w tym sezonie przyszło tylko na mecz z Lechem – 25,9 tys.).
Sukcesy w pucharach zawsze będą przyciągać ludzi na stadion. Dla nas najważniejszym barometrem jest jednak ekstraklasa. W niej najbardziej zależy nam na poprawie frekwencji – przyznaje Szumielewicz.
Tymczasem w lidze na razie aż tak wesoło nie jest. W ekstraklasie na mecze Legii przychodzi średnio ponad tysiąc sto widzów mniej niż w tym samym okresie ubiegłego sezonu. – We wszystkich klubach widać w tym roku wyraźny odpływ kibiców, ale w porównaniu z innymi klubami tracimy najmniej. Ale to nas w ogóle nie cieszy i nie ma znaczenia. Chcielibyśmy, aby na wszystkich stadionach w Polsce frekwencja była jak najwyższa – podkreśla członek zarządu Legii.
W klubie liczą na to, że na lepszą frekwencję w ekstraklasie wpłynęłaby zmiana Ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. – Czekamy na to, żeby zrezygnowano z obowiązku wyrabiania kart kibica na stadionie. To w tej chwili zmniejsza dostępność produktu, jakim jest mecz. Gdyby obowiązek kart został zniesiony, to sprzedaż biletów moglibyśmy uruchomić w innych punktach, np. na początek w każdej dzielnicy Warszawy – kończy Szumielewicz.