Published on 5 września, 2017 | by admin
“Wywiad z chuliganem” – Wojciech Mucha z Cracovii
Dawne osiedle XXX-lecia PRL, czyli obecna Krowodrza Górka było bastionem kibiców Cracovii, otoczonym przez osiedla sprzyjające krakowskiej Wiśle. Życie nastolatka na takim osiedlu nie było łatwe. – To czyniło z nas taką ostatnią wioskę Galów. Dzisiaj umiem mówić o tym z dystansem, ale troszkę żeśmy sobie krwi wzajemnie napsuli w latach 90. Dzięki Bogu większości z nas udało się przez to przejść szczęśliwie – wspomina Wojciech Mucha.
Jak mówi, wtedy futbolem żył cały Kraków. – Dzisiaj już tak nie jest. To wynika także z zasobności portfela. My musieliśmy prosić jakiegoś starszego pana, żeby wejść na mecz, albo przechodzić przez kratę narażając się na wściekłość kierowniczki drużyny, pani Maczugowskiej, która goniła nas po całym stadionie. Nazwisko nie było przypadkowe, to była taka Herod-kobieta.
Pierwszy wyjazd, na jaki pojechał, to był mecz Unia Tarnów-Korona Kielce. – Pojechaliśmy w trójkę moich rówieśników, mając po 16 lat, jako mocna reprezentacja Cracovii. W Tarnowie, w parku przy dworcu, schlano nas do nieprzytomności, po czym doprowadzono nas na stadion. Byliśmy bardzo dumni i wielcy, że reprezentujemy potęgę Łowców Psów – żartuje dziś.
Na “gniazdo” wprowadził go serdeczny przyjaciel, “Świstak”, dziś będący na emigracji, który prowadził doping wraz ze ś. p. “Łysym”, który rządził w młynie Cracovii już w latach 80.
Szczególnie ciekawy wydaje się fragment wywiadu dotyczący przyczyn tego, dlaczego kibice krakowskich drużyn nie przystąpili do paktu anty-sprzętowego i dochodzi w tym mieście do starć z użyciem noży czy maczet. Wojciech Mucha uważa obecny stan za patologię, ale jednocześnie tak analizuje przyczyny ukształtowania się tego stanu: – W Krakowie to chłopcy z miasta i stadionów wiedli prym, jeśli chodzi o różne interesy. Tu nie było Pruszkowa ani Wołomina, jakichś ludzi z samej góry, którzy
rozdawaliby karty. Dlatego i ta przemoc rozpowszechniła się w taki sposób.
Jak stwierdza, miało to także zaskakujące skutki: – W Krakowie nigdy nie pojawił się, tak jak w Warszawie, wysyp ludzi uzależnionych od heroiny, którzy często umierali na klatkach schodowych. Nikt tu tego nie przywoził. Dlaczego? Bo styczność ludzi z półświatka z tzw. finalnym klientem była bardzo bliska, często to byli koledzy. A kolegi nie będziesz faszerował czymś, co go może łatwo zabić.
Gdy Mucha miał 23 lata, poszedł na studia, które jego rówieśnicy akurat kończyli. A potem został dziennikarzem Gazety Polskiej, co do doprowadziło do zabawnej sytuacji w 2012 r.
Jest Euro 2012. Redaktor Wojciech Mucha grzecznie idzie z mikrofonem zrelacjonować manifestację rosyjskich kibiców. Jednak kibice Spartaka Moskwa znienacka atakują go i przewracają na kolana. Podczas pierwszego ataku zachowuje spokój, w końcu jest panem redaktorem. Po kolejnym już nie zdzierży. Ponieważ w ręce trzyma mikrofon Gazety Polskiej Codziennie, którego – niczym klubowych barw – nie chce nikomu oddać, zaszokowany rosyjski chuligan dostaje od niego z bańki.
– To był moment historyczny. Wraz z Wojciechem Muchą powstało wówczas z kolan polskie dziennikarstwo, tłamszone dotąd przez obce potęgi. Rosjanin przekonał się, że może spotkać w Polsce dziennikarzy, którzy zachowają się inaczej, niż Tomasz Lis – żartuje Piotr Lisiewicz, autor Wywiadu z chuliganem.
źródło: materiały prasowe