Published on 18 lipca, 2021 | by admin
Euro 2020: Śledztwa w sprawie fatalnej organizacji finału
UEFA rozpoczęła dwa postępowania dyscyplinarne w sprawie wydarzeń z niedzieli. Od wtargnięcia na boisko, przez pirotechnikę, po wdzieranie się przez setki kibiców na stadion bez biletów.
Gdyby sceny z niedzielnego popołudnia i wieczoru opisać tylko słowami, bez podawania miejsca zdarzenia, pewnie nikt nie zgadłby, że takie rzeczy działy się w Londynie. Owszem, niektóre szczególnie ważne mecze klubowe w kilku krajach afrykańskich kończyły się relacjami tego typu, ale kto by się tego spodziewał po Euro 2020? To miał być jubileuszowy, największy w historii turniej europejski.
Do historii przeszły jednak nie tylko piękne bramki, ale i takie scenki: tłumy szturmujące stadion, pijani ludzie obrzucający się butelkami i innymi przedmiotami, kibice bez biletów przekupujący stewardów, chuligani atakujący kibiców rywali, kompletnie bezradna ochrona i policja. Tę wyliczankę można by ciągnąć znacznie dłużej, bo fiasko organizacyjne miało w niedzielę wiele twarzy: angielskiego związku piłkarskiego (FA), operatora stadionu, UEFA, policji.
FA broni się i zapowiada audyt
Zanim jeszcze nagrania z setek incydentów dotarły do odbiorców na całym świecie, angielski związek wydał oświadczenie. Potępia w nim nieakceptowalne, niebezpieczne i bezmyślne zachowanie wielu ludzi, którzy siłą wdzierali się na stadion.
Jednocześnie jednak FA wskazuje, że liczba stewardów i ochroniarzy przekraczała wymogi i była większa niż podczas jakiegokolwiek dotychczasowego wydarzenia na Wembley. Co więcej, dyrektor wykonawczy FA Mark Bullingham naraził się na krytykę, próbując zwrócić uwagę, że w ciągu wszystkich ośmiu meczów organizacja była… doskonała.
Gdyby jednak było świetnie, to FA nie musiałoby teraz prowadzić audytu oraz dochodzenia w celu wyjaśnienia wydarzeń z niedzieli. Tymczasem takie działania mają być prowadzone, we współpracy z policją, władzami miasta, radą ds. bezpieczeństwa oraz organami współodpowiedzialnymi za turniej.
To za mało, zarzuty od UEFA
Zapowiedź angielskiej federacji piłkarskiej z poniedziałku okazała się dalece niewystarczająca. We wtorek UEFA oficjalnie rozpoczęła dwa dochodzenia w sprawie sytuacji, do jakich doszło przy okazji finału w Londynie.
Pierwsze z nich to typowe dochodzenie dyscyplinarne. Angielska federacja ma zarzuty w prawie każdym punkcie z listy możliwych negatywnych zachowań kibiców podczas meczu: wygwizdywanie hymnu rywali, rzucanie przedmiotami, wtargnięcie na boisko i odpalanie pirotechniki.
Do wyczerpania możliwej listy brakło tylko paru zarzutów, w tym świecenia laserami w zawodników. Ale to już się przecież wydarzyło w półfinale, gdy Schmeichel bronił karnego. Za półfinał Anglicy musieli zapłacić UEFA 30 000 €, co uwzględniało laser, pirotechnikę i wygwizdywanie hymnu. Finał jest więc recydywą i kary będą wyższe.
Zupełnie osobno UEFA powoła jednak inspektora, który ma zająć się sprawą katastrofalnej organizacji kontroli dostępu na obiekt oraz aktów przemocy i wandalizmu na Wembley. Same ustalenia angielskich dziennikarzy wskazują, że do masowego wdzierania się na stadion dochodziło w kilku miejscach, a do prób – w wielu kolejnych.
Od fizycznego wdrapywania się na promenadę, po przewracanie prowizorycznych płotów. Gdy już setki ludzi docierały pod same kołowroty, prośbą (np. łapówką rzędu 20 funtów) lub siłą pokonywali stewardów. Do wtargnięcia użyto również wschodniej i zachodniej bramy dla osób niepełnosprawnych. Nie ma w tej chwili żadnych oficjalnych szacunków, ile osób weszło w sumie, ale najpewniej liczba jest co najmniej 4-cyfrowa. Choć wiele osób zostało poturbowanych, nie ma doniesień o poważnych obrażeniach.
Wembley nie nadążało z prostowaniem informacji
W 8. minucie meczu operator narodowego stadionu Anglii wydał komunikat, że miał miejsce incydent pod stadionem. Nie było sytuacji, w której osoby bez biletów weszłyby na stadion. Już w chwili publikacji te słowa nie miały nic wspólnego z prawdą, bo incydentów było wiele, podobnie jak kibiców bez biletów na obiekcie.
Pod koniec pierwszej połowy Wembley znów wydało komunikat, tym razem stwierdzając, że doszło do przełamania linii ochrony i mała grupa osób weszła na stadion. Każda osoba bez biletu zostanie natychmiast usunięta. I to nie było prawdą, choć w przerwie obsługa stadionu sprawdzała osoby opuszczające swoje krzesełka pod kątem posiadania biletu.
Rozwiązanie dla osób będących na obiekcie bezprawnie? Nie wychodzili z miejsc. Zresztą, sektory za bramką Włoch były przepełnione, a stewardzi nie mieli szansy zapanować nad sytuacją. Na całym stadionie obrazki wyglądały podobnie: tłumy ludzi upchane w womitoriach i na schodach, a stewardów zbyt mało, by móc cokolwiek zrobić.
UEFA też nie zdała egzaminu
Europejski potentat jest w stosunkowo wygodnej sytuacji. Bo choć formalnie organizuje turniej i przejmuje stadiony długo przed, to za zabezpieczenie bezpośrednio nie odpowiada. Zresztą, przepisy dyscyplinarne UEFA wskazują palcem na tego, czyi kibice powodują zamieszanie i czyj jest stadion.
UEFA mogła więc pozwolić sobie na niewydanie żadnego oświadczenia przez dwa dni po blamażu. Prawda jest jednak taka, że organizacyjnie zawiodło również zarządzanie obiektem ze strony UEFA – od zespołu koordynującego, po wolontariuszy. Ci ostatni nie są tu winni, padli raczej ofiarą beztroskiej i skupionej na niewłaściwych aspektach organizacji, zresztą z kursami prowadzonymi wyłącznie online, bez realnego doświadczenia. Nic więc dziwnego, że szturmowani przez tłum stali bezradnie. Bo i kogo tu łapać, gdy nie ma się żadnych uprawnień do łapania?
Trzeba przy okazji podkreślić, że już podczas półfinału przeciwko Danii doszło do niepokojących scen. Obecni na meczu dziennikarze, jak Tariq Panja z „New York Times”, alarmowali, że na trybunach jest stanowczo więcej widzów niż sugerują oficjalne dane. Wiadomo było więc, że przy okazji historycznego finału dojdzie do prób wdarcia się na Wembley.
Policja zaskoczona i bezradna
Przy okazji półfinału z Danią było też jasne, że poziom negatywnych emocji w finale będzie wysoki. Nie chodzi o wygwizdywanie hymnu – to u Anglików nic nowego. Jednak po tym meczu pojawiły się doniesienia, że duńscy kibice byli wyzywani lub im grożono. Agresja pod adresem Włochów była więc do przewidzenia, podobnie jak determinacja niektórych kibiców, by wedrzeć się na stadion bez biletu. A fani zaczęli gromadzić się na północnym placu już 8 godzin przed meczem.
Jednak dopiero na 4 godziny przed meczem, gdy Olympic Way (znany potocznie jako Wembley Way) był pełny ludzi, policja zaapelowała do fanów bez biletów, by nie przyjeżdżali na miejsce. Funkcjonariusze nie zabezpieczali również w skoordynowany sposób obwodu stadionu, a posiłki dotarły późno. W bezprecedensowym ruchu wymuszono nawet zamknięcie wszystkich pubów i restauracji w promieniu 5 mil od stadionu (!) po ostatnim gwizdku, by wymusić udanie się ludzi do domów.
Najwięcej incydentów w historii
Liczby z samego Wembley i jego przedpola pokazują tylko część obrazu sytuacji. Tu doszło do 49 zatrzymań, a 19 policjantów zostało rannych. W skali Anglii i Walii w niedzielę odnotowano jednak 875 incydentów związanych z meczem, w tym prawie 500 w pubach. Liczba zatrzymanych w dniu meczu to 246 osób.
W skali całego turnieju incydentów okołomeczowych było ponad 2300 – więcej niż kiedykolwiek w historii – a zatrzymań 622. Te liczby nie uwzględniają osób, które będą dopiero wyławiane na podstawie identyfikacji po zajściach z niedzieli.
Niestety w całym kraju po finale zdarzały się ataki na losowych Włochów. – Nie było to zjawisko masowe, ale i tak stanowczo zbyt wiele. Za każdym razem, kiedy Anglia zostanie wyeliminowana z turnieju, zdarzają się przypadki atakowania obcokrajowców – potwierdza Mark Roberts, głównodowodzący policji ds. zabezpieczenia meczów.
źródło: stadiony.net