Published on 8 października, 2013 | by admin
Na Widzewie znów rozpalono race. Trybuny zamknięte po raz czwarty?
W ostatnich dwóch latach na stadionie Widzewa z powodu rac trzykrotnie zamykane były pojedyncze trybuny. W niedzielnym meczu z Lechią Gdańsk zapalono ich tyle, że sędzia zmuszony był przerwać grę. Klubowi grozi zamknięcie całego obiektu, bo decydująca o tym wojewoda łódzka jest pod tym względem bardzo surowa.
W 26. min na jednej z trybun za bramką pojawiła się wielka flaga, a pod nią zapłonęły race. To sposób kiboli na uniknięcie rozpoznania za pośrednictwem monitoringu. Dym był tak gęsty, że sędzia musiał na pięć minut przerwać grę. Na początku drugiej połowy sytuacja powtórzyła się po przeciwległej stronie. – Gdyby wiatr wiał w przeciwną stronę, to potrzeba by było kilkunastu minut, żeby boisko nadawało się do gry – mówi jeden z działaczy PZPN, który był na stadionie prywatnie.
Ze strony Ekstraklasy SA Widzew może spodziewać się kary finansowej, która może wynieść od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. To w złej sytuacji finansowej klubu bardzo zła informacja. Ale nie jedyna…
Poważniejszych konsekwencji trzeba oczekiwać ze strony wojewody łódzkiej. Jolanta Chełmińska bardzo surowo traktuje kibolskie wybryki. W ciągu ostatnich dwóch lat trzy razy zamykała trybuny na Widzewie, w tym raz nawet cały obiekt. Czasami karała za mniejsze przewinienia niż te z niedzieli. Ostatnim razem zakazała wstępu kibiców na trybunę pod zegarem w lipcu, podczas meczu z Zawiszą Bydgoszcz. Była to konsekwencja odpalenia rac i obraźliwych okrzyków podczas majowego spotkania z Legią Warszawa. Wówczas policja, na wniosek której wszczynane jest postępowanie, chciała zamknięcia całego obiektu.
W Widzewie zdają sobie sprawę, że przyjdzie zapłacić za zachowanie fanów. Działacze podkreślają jednak, że na meczach w Łodzi jest bezpiecznie, a jedyny problem stanowi pirotechnika. – Od dłuższego czasu nie mieliśmy też problemu z racami, bo ostatni raz zostały użyte w poprzednim sezonie – przypomina Michał Kulesza, rzecznik prasowy klubu i członek zarządu.
W jaki sposób kibice wnieśli kilkadziesiąt rac na stadion? – Nie było możliwe w dniu meczu, bo stadion jest wtedy dobrze pilnowany, a kibice są dokładnie przeszukiwani – przekonuje Kulesza. – To musiało się stać w środku tygodnia. Niestety, nasz obiekt jest mocno przestarzały, a jego stan jest daleki od ideału. Dlatego nie da się temu w pełni zapobiec. Pomysłowość kibiców w tym zakresie nie zna granic. Ale oczywiście będziemy starać się ustalić, jak do tego doszło i ukarać winnych.
Widzew stara się walczyć z kibolami, nakładając zakazy stadionowe. W rewanżu szefowie grup kibicowskich ogłosili bojkot meczów ligowych. Przez ponad pół sezonu sektor, w którym oglądali mecze, był praktycznie pusty. Wiosną doszło do porozumienia i długo był spokój. Aż do niedzieli…